środa, 23 stycznia 2013
Ileż razy błagałam Boga, by wymazał to wspomnienie, to zdarzenie z mojej głowy. Bym mogła powiedzieć, że choć przez moment obraz tego co się wydarzyło, nie zalewał mojej zmęczonej tym głowy. Tak bardzo pragnęłam, aby zapłakane oczy nie zalewały się po niezliczony raz łzami na myśl o tym ...
Kolejna łza zlewała się w jedność z kroplą potu, łącząc się na moim drżacym ciele. A wszystko oblewała czarna jak smoła krew. W powietrzu unosiła się dobrze mi znana nuta stęchlizny, a na myśl o niej w głowie roiło się od makabrycznych obrazów pełnych agresji, wylgaryzmu. Poszarpane, zimne ciało martwego człowieka. Urocze czyż nie? Jedynym dźwiękiem,który dochodził moich uszzu był jego przyspeiszony oddech...
Czy czułam zaciśnięte jego ręce na moich nagarskach? Musiałam czuć dosyć dobrze, skoro dość długi czas nosiłam pamiątkowe, sine ślady- moja dziecięca biżuteria. Przyduszana, nie miałam szansy na ucieczkę. A kilkurazowe tracenie przytomności zmiejszało jakąkolwiek obronę z mojej strony.
Co mogłam zrobić?! Co?! Jak miałam uciec z kajdan ciernistej gehenny, zaciśniętej na nagiej, bladej od strachu szyi?! Jak stawić czoła, skoro jedyne uczucia, które wtedy znałam to ból, strach, cierpienie, przerażenie i męka?! Co ty byś zrobił na moim miejscu, co?! Nie mogłam wlaczyć, wiedząć z góry o swej porażce. Do końca nawetnie zdawałam sobie sprawy co to było. Jednak tego, że to złe, niezgode z prawem, tego byłam pewna.
Najgorsze gdy robi ci toktoś naprawdę bliski.
Przrażony miś przyglądał się z drewnianej półki na dziewczynke o szklanych od płaczu oczach. To one krzyczały z bólu, to one wyły, to ONE błagały o pomoc. Nie brutalnie zakneblowane usta, to nie z nich wydobywał się gorzki jęk rozpaczy i pożądania śmierci. Iskrzące spojówkiw ciemnościach i pożerający wszystko co pozytywne wzok. Jego wzrok.
Tobyło najgorze...
Czy słyszysz chrobot, hałas trzeszczącego tynku, gdy wbijamałam poobdzierane, drętwe paznokcię wścianę, wyżłabiając głębokie ślady? Może słowa te zachowały w sobie odrobinę tego przerażającego dźwięku... Wsłuchaj się w ciszę. Słyszysz?
Chciałam śmierci. Pragnęłam jej. A myśl o niej była dla mnie ekstazą, dawała mi jedyne pozytywne emocje jakich do teraz nie dostałam. To było jak tunel bez wyjścia. Jak znalezienie się w trumnie będąc jeszcze żywym. Żadnej ucieczki, żadnego wyjścia. Nieodwrotny wyrok śmierci. Zbyt przerażające porównanie? Skądże. Wolałam umrzeć... Cierpiąc jak nigdy, wyjąc z bólu, dławiąc się własną krwią, byleby tylko mieć pewnoś,że to koniec.
Nie domyślasz się co wydarzyło się tamtego dnia? Tamtej nocy?! No dalej, pomyśl! Chcesz to usłyszeć?! Tak?! Zgwałcił mnie. Usadyswakcjonowany?! Czy to chciałeś usłyszeć?! Takiej odpowiedzi się spodziewałeś?!
Teraz to wspomnienie będzie żyć z tobą. I w tobie. Kiedy ja borykać się z nim już nie muszę. Z tego dochodzę do wniosku, że wspomnienia nigdy nie umierają. Nieśmiertelne, tułają się przez wieczność, zabierając do grobu kolejne ofiary. Wciąż żyją, nawet jeśli ich właściciel już nie.
Zadaj sobie pytanie.
Słyszysz mój krzyk w snach?
Nie?
A może powinieneś?
Dobrej nocy życzę.
wtorek, 15 stycznia 2013
Cisza...
Ileż dominujących bardziej lub nie definicji ona ma.
Błahe, a jednak. Ona także zaprowadziła mnie tam, skąd powrócić już nie mogłam, bo takiej drogi znaleźć się nie dało, ona NIE ISTNIAŁA. Mgnęłam za jej mroźnym blaskiem, schowana w płaszczu nieskończonej próżni cierpienia, staczając się na równi w przyjaznym uścisku. Miałam wybór,tak, ale nie potrafiłam się jej przeciwstawić. Zabrakło motywacji? Spychana z czasem na siłę w jej przepełnioną czernią otchłań traciłam chęci, skoro nie miałam się dla kogo podnieść. Pewnie wyrwało ci się " dla siebie". Śmiech, miałam wrócić do bólu, do cierpienia, do tych pieprzonych łez?! Miałam na nowo przezywać to piekło, którym szczytnie zostałam obdarzona?! Tylko po to, by moje nazwisko nadal widniało na zwykłym, urzędowym papierku?! Bym nadal żyła?!
Czasami sama uciekałam w ciszę. Tam, gdzie brak miejsca na kłamstwa, na te wszystkie okrucieństwa, których doświadczyć musiałam. Nie z własnego wyboru, z przymusu. Moim życiem kierowały przypadki. Tak, czas przeszły. Wiem, że może cię to przerażać, ale zacznij przyzwyczajać się do tej myśli. Byłam... i nigdy już nie będę.
Ucieczka, była najlepszym wyjściem. Chwila lżejszego oddechu, na który brak mogłam głośno narzekać. A może robiłam to, gdyż nie podano mi ręki? Cóż. . .
Czasem nie mogę za sobą nadążyć, tak szybko popadam ze skrajności w skrajność. O ile czerwień zapłakanych oczu bladła, o tyle szybciej znów się pojawia. Serce na nowo krwawiło krwią czarną od niezdrowej udręki. Dławiłam się ciszą, krztusiłam się jej dojmującym i cierpkim smakiem. Oddzielała mnie od trzeźwego myślenia, co w efekcie dało początek czarnym myślom. Tak, właśnie tym. O samobójstwie. Najokrutniejsza kara nie było to w jaki sposób potraktował mnie świat, jak mną pomiatał.
A ja wciąż wierna cmentarnej ciszy, którą karmiłam się jak trucizną. Aż w końcu przyniosła pożądany skutek. Cisza. Tak błoga cisza. Ahh.... Teraz nawet echo nie unosi mojego makabrycznego krzyku. Nie ma tego. Nie ma nic.
Nie ma mnie.
Subskrybuj:
Posty (Atom)